Bo czterdzieści lat temu Walek Dziedziej założył swój Pank Bend

Filip Lech i Patryk Zakrzewski podjęli próbę przedstawienia historii polskiego punk rocka i wszystkich jego pochodnych na podstawie czterdziestu płyt. Dlaczego czterdzieści? Bo czterdzieści lat temu Walek Dziedziej założył swój Pank Bend, który nie do końca był punkiem, ale mimo to ta data jest uznawana za urodziny gatunku w Polsce.  Lata dziewięćdziesiąte to nie tylko pierwszy, trudny okres ustanawiania parlamentaryzmu, drastycznego przejścia do gospodarki rynkowej i innych zmian ustrojowych, ale także czas, w którym dzięki globalizacji swobodnie rozwijała się muzyka elektroniczna, hip hop i wiele innych gatunków muzycznych równolegle w niemal każdym zakątku świata. Polski rock z lat 80-tych, zawsze aktualny. Patrząc na tytuł płyty Maxa (Robert Brylewski) i Kelnera (Paweł Rozwadowski z zespołu Deuter), można by pomyśleć, że mamy do czynienia z szaroburym, twardym techno, a tak naprawdę to po prostu hip-hop. Utwory oparte są na transowych, połamanych bitach, często z dodatkiem dubowych pogłosów i mocnych uderzeń automatu perkusyjnego, ale teksty są protestacyjne, punkowe. Brylewski i Rozwadowski lawirują w nich między aktualną publicystyką a psychodelicznym unoszeniem się w chmurach, całkowicie oderwanym od otaczającej rzeczywistości. Wydaje się, że rzeczywistość zwyciężyła – zbyt uparta, by można ją było definitywnie porzucić. Niektóre z piosenek Maxa i Kelnera to żrące muzyczne felietony komentujące niewesołą rzeczywistość japońskich turystów i narkomańskich żebraków, jak w “Starófce” czy “Mamy zahut”: “Damn, poles totally know how to punk” – pisze w komentarzu pod jednym z klipów Post Regimentu użytkownik YouTube. “Jestem z São Paulo, Brasil…. ta piosenka jest klasykiem w historii hardcore (…) Byłbym szczęśliwy, gdyby ktoś przetłumaczył”. Południowy sąsiad dodaje: “proč takhle nádherná muzika není v česku? 🙁 tribute to PL punk! <3”. W latach 90-tych, kiedy wielkie studia nagraniowe bezskutecznie próbowały “wypromować” na Zachodzie niektórych swoich podopiecznych, bohaterowie polskiej sceny hardcore/punk – łódzkie zespoły Post Regiment i Homomilitia – stali się towarem eksportowym.

we will rock you tekst

Pierwsze dojrzałe dzieło polskiego street-punka, muzyka, która potrafiła zjednoczyć punków i skinheadów (“Zjednoczcie się i pokonajcie swoich prawdziwych wrogów”, jak nazywał ich zespół The Analogs). W latach 90. w mediach panował stereotyp, że punki i skinheadzi rzekomo się nienawidzą. W rzeczywistości pierwszymi brytyjskimi skinheadami byli chłopcy z robotniczych przedmieść, którzy naśladowali jamajskich root-boys, słuchali reggae i ska i nie mieli nic wspólnego z faszyzmem. Wiele profesorskich zespołów street-punkowych śpiewa wesołe hymny do piwa, dziewczyn, bójek, piłki nożnej itp. Jednak album “Oi! Młodzież” jest bardzo smutna. Odzwierciedla frustracje epoki postreformatorskiej w ogóle, a szczecińskiego środowiska kryzysowego z jego uliczną mitologią w szczególności. Niektóre z socjologicznych diagnoz stawianych przez muzyków są nadal aktualne. W 2013 roku The Analogs wydali płytę “Pełnoletnia Oi! Młodzież”, na którym po raz pierwszy wykonali swoje piosenki na przyzwoitym poziomie – w końcu po tylu latach na scenie stali się profesjonalnymi muzykami. Album z 1996 roku pozostaje jednak dowodem na to, że nie trzeba być dobrym w punk rocku. “Esion”, czyli hałas w odwrotnym kierunku. Wszystko to, co najlepsze w amerykańskiej muzyce gitarowej lat 90-tych, przyprawione polską melancholią. Po okresie naładowanej emocjami manii na debiutanckim albumie Love, Peace & Noise, twórczość Ewy Braun coraz bardziej zbacza w stronę tego, co krytycy określili wówczas mianem post-rocka. “Esion” to pomost pomiędzy dwoma historiami tego słupskiego zespołu. Gitarzysta zespołu, Marcin Dymieter, ujął to tak. Dla nas był to podskórny szum – ten nerwowy ruch, który jest obecny gdzieś w muzyce pod spodem, co – w kontekście naszego rozumienia dźwięków, struktury muzycznej i tego, co chcieliśmy zrobić – stało się dla nas bardzo fascynujące. (…) Jest to pewne obniżenie głośności, przekazanie emocji innymi środkami. Albo muzyka drogi. W tekstach pojawiały się aluzje do książek beatników i amerykańskiego kina (np. utwór “Mów mi Allie”, zbudowany w całości na cytacie z filmu “Wakacje bez końca” Jima Jarmuscha). Hipnotyczny trans, długie tematy doskonale korespondują z liryczną apoteozą wędrówki i eskapizmu. Otrzymujemy dźwiękową ilustrację podróży, ale nie autostradą przez pustynię, lecz późną jesienią na polskiej autostradzie: nad szarymi polami przelatuje stado żuków, czasem natkniemy się na podniszczoną przydrożną knajpkę, czasem na pustą stację benzynową. Niby zwykła sceneria, a tymczasem kryje w sobie coś niepokojącego.

Scroll to top