W tym ponurym roku dla wielu ludzi muzyka była praktycznie jedyną radością i wybawieniem od niekończącego się marudzenia. I mieliśmy to szczęście, że mimo wszystkich trudności, jakie przeżywała światowa branża, artyści wciąż wydawali nowe płyty, choć z opóźnieniem. W efekcie zagraniczne albumy rockowe wydane w 2020 roku to niejednorodna kanwa różnych stylów i brzmień, w której każdy będzie mógł znaleźć coś oryginalnego. Nasi autorzy opowiadają, który longplay zwrócił ich uwagę i zajął miejsce w mediatece.

Pearl Jam istnieje od dziesięcioleci i wciąż cieszy się niesłabnącą popularnością: bilety na ich koncerty w Europie, a tym bardziej w USA, wyprzedają się w ciągu kilku minut, stadiony są zawsze pełne widzów. Kiedy ma się tak oddanych i lojalnych fanów, łatwo jest zakasać rękawy i dostarczać raz za razem to, co fani już polubili. Ale dla Pearl Jam jest to zbyt proste.

Główny singiel Dance of the Clairvoyants podejrzanie przypomina ten sam album U2, którego nikt nie mógł usunąć ze swojego iPhone’a, a w momencie premiery utworu pojawiły się obawy, że cały singiel pójdzie w tym samym kierunku. Ale na szczęście tak się nie stało. Otrzymaliśmy bardzo różnorodny i heterogeniczny album, na który wpływ miała wieloletnia przyjaźń z Neilem Youngiem, szacunek dla The Who oraz – w warstwie tekstowej – żywe zainteresowanie sprawami świata, od polityki po zmiany klimatyczne.

The Kingdom to chyba najlepsze wydawnictwo w całej dyskografii Busha. Jest to najbardziej harmonijny i dopracowany album, który jest równie dobry w swojej integralności, jak i jako poszczególne single. Flowers on the Grave i Bullet Holes, które poprzedzały wydanie singla, były najbardziej uderzające. Co miłe, reszta utworów również nie zawiodła i nie pozostawiła wrażenia, że zespół z góry zdradził to, co najlepsze, by zmusić do przesłuchania całej płyty. Tytułowe The Kingdom to typowy radiowy hit, Blood RIver o absurdalnym znaczeniu, ale z tak doskonałym wokalem Gavina Rossdale’a. A na deser, może nie najmocniejsza ballada Undone, potrzebna raczej do pokazania różnorodności płyty.

W sumie, co ważniejsze, longplay odzwierciedla płynne przejście od grunge’u do dzisiejszego metalu alternatywnego, dotykając nu-metalu, a nawet częściowo hardcore’u.

Podczas gdy Mansonowi z roku na rok wytyka się brak dawnych zapędów, zmianę wizerunku i w ogóle wszystkie grzechy śmiertelne, muzyk i jego zespół wciąż nagrywają płyty, próbując swoich sił w nowych rolach. WE ARE CHAOS to demaskacja współczesnego społeczeństwa, zakorzeniona w filozoficznych rozważaniach Mansona, które z kolei otwierają drzwi do mrocznego świata poglądów muzyka. Brzmienie albumu jest inspirowane twórczością Davida Bowiego, zwłaszcza jego Diamond Dogs, ale o ile u Bowiego widzimy chaos w postapokaliptycznym świecie, u Mansona chaos dzieje się tu i teraz. Teksty powstały jeszcze przed pandemią, ale ponieważ album ukazał się jesienią, publiczność odnalazła w nowym dziele Mansona sens, którego piosenkarz na początku w nim nie umieścił (co tylko ucieszyło wokalistę).

Scroll to top